StatCounter

niedziela, 7 września 2014

yellow submarine



Przepis na udane życie na łodzi:

Weź grupę znajomych (mogą nie znać się wcześniej, jednak wskazane jest, by potrafili przeżyć na małej przestrzeni, chodzić boso, wskakiwać do wody, by pomóc przy cumowaniu łodzi, żyć w warunkach leśno – jeziornych. Jeśli ktoś z nich ma cechy fobii społecznej  to dobrze, by miał swoje sposoby na oddalenie się od towarzystwa jednocześnie pozostając wraz z nim na małej przestrzeni, przykładowo: czytanie książki, zamyślanie się, wpatrywanie się w wodę, obserwacja zachodów słońca, przyjazne milczenie).









Przykładowe codzienne zajęcia: mycie łodzi, robienie śniadań, robienie przekąsek, robienie obiadów, rozmowy rozmowy rozmowy, żarty, opowieści, wskakiwanie do jeziora, granie w gry, łowienie ryb i wyrzucanie ich z powrotem do jeziora, tworzenie, wymyślanie, gry słowne, śmiechy, picie rumu, dokonywanie abordażu, pływanie w jeziorze, poranne gimnastykowanie się, czytanie, pisanie, wymyślanie, śpiewanie, granie na bębnie, granie na gitarach, granie na flecie, pisanie dziennika pokładowego, zakupy w mijanych wioskach, rozpalanie ognisk, robienie kolacji, nocne śpiewanie przy ogniu, pieczenie ziemniaków, czekanie na wschód słońca, wymiana obserwacji i wiele wiele innych. 







Jedzenie na łodzi:

 Hitem wyprawy stał się kociołek (vel prażonka lub pieczonka).

Standardowo robi się go mniej więcej tak: kroimy w plasterki ziemniaki, boczek, kiełbasę i cebulę. Dno kociołka wykładamy boczkiem (jeśli go mamy), na to kładziemy plasterki ziemniaków, później kiełbasę, później cebulę, przyprawiamy (solą i pieprzem) i ponownie: boczek, ziemniaki, kiełbasa, cebula…. Aż do wypełnienia całego kociołka.

Nasz codzienny kociołek (brytfanka, którą wkładaliśmy do ogniska) był bardziej zróżnicowany, według żeglarskiej diety „gotuj, co masz”. I tak łączyliśmy – ziemniaki, cebulę, kiełbasę, czerwoną paprykę, cukinię, czosnek, pomidory, plasterki sera w ilościach dowolnych (tj. takich, jakie akurat mieliśmy). Doprawialiśmy solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi ( dopóki je mieliśmy). Koniecznie trzeba dodać oleju i wody, żeby kociołek się nie przypalił (zwłaszcza, jeśli stoi w ognisku, którego płomienie potrafią być zmienne ;) )
Obecni na pokładzie wegetarianie przygotowywali własną wersję kociołka: ziemniaki, cebula, cukinia, pomidory, papryka, soczewica, ciecierzyca, raz dodano nawet kaszy gryczanej… (moglibyśmy nakręcić kilka odcinków programu kulinarnego dla żeglarzy, pod znamiennym tytułem „gotuj co masz i tak wszystko zostanie zjedzone”).

Po zachodzie słońca, przy ogniu, wśród drzew, w dźwiękach gitar i bębnów, w śpiewie mijały kolejne godziny, aż witał nas wschód.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz