Ostatnie
dni były słoneczne, dlatego każdy wolny poranek starałam się spędzać na
balkonie. Mieszkanie na ostatnim piętrze, na cichym zielonym osiedlu ma tę
zaletę, że jeśli balkon jest szczelnie zasłonięty przed oknami sąsiadów – można
na nim mieć małą prywatną plażę.
I tak oto
przez ostatnie dni byłam jak kwiat – wystawiałam się do słońca, moja skóra
powolutku brązowiała, gładka od promieni słonecznych. Pracowałam z domu, o ile
się dało, moim biurem był koc, komputer i rozrzucone obok książki.
A dziś już
mgły o poranku – prześwietlona pajęczyna na tle zrujnowanego muru, nagła
czerwień jarzębiny, liście drzew bardziej żółte niż zielone. I ten świeży chłód,
który pojawia się w czasie, kiedy ziemia składa się do odpoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz