StatCounter

środa, 28 stycznia 2015

proszę państwa, jeszcze cztery dni i będziemy w lutym.

Zaniedbałam bloga ostatnio.

Grudzień zapamiętam jako miesiąc niespodziewanych wypadków. Jakiś pożar, śmierć w płomieniach, płacz i krzyk w nocy.
Dławiący w gardło dym, nagłe pożegnanie się z miejscem, które wielu pamięta zbyt dobrze i niekoniecznie je kocha.
Dramatyczne kłótnie, krzyki, emocje, odsuwanie poczucia winy, przepychanie odpowiedzialności, chciwość i małość.
Łzy z powodu tego, jak potrafią zachować się ludzie w sytuacjach kryzysowych, jak bardzo w takich sytuacjach obnażone są pierwotne instynkty - okazuje się, że pod polukrowanymi codziennymi zachowaniami, uśmiechami i grami czai się zupełnie coś innego, niekoniecznie dobrego i uczciwego.
Lekcja o tym, jak bardzo pieniądze stają się tematem zastępczym, a także jak bardzo pokazują prawdziwe intencje mówiącego.
Dużo, dużo emocji, bardzo mocna lekcja.

I sylwester - pięciodniowy, w grupie ponad 20 osób, najlepszy od lat. Wielki dom, lasy dookoła, muzyka, swobodna przestrzeń, w której przesuwają się ludzie. Swoboda pozwalająca na to, by przyłączać się do aktywności, na które ma się ochotę, a unikać tych, na które ochoty się nie ma.
Pyszne wegańskie jedzenie, przebieranki, tańce, trans, ultrafioletowe światło, granie w mafię do rana, rozmowy, śmiech.
Dawno już nie spędziłam sylwestra w tak dobrej atmosferze.

I jeszcze krótka wycieczka na jurę krakowsko - częstochowską. Pięknie, zimowo. Przedzieranie się przez śnieg, brnięcie w las, przed siebie. Mroźne słońce, które wbrew pozorom ogrzewa skórę. Strumień szumiący pod lodem.
Za każdym razem, kiedy zdarza mi się, że idę przed siebie, brnę przez uśpiony śniegiem las, przedzieram się przez uginające się pod śniegiem gałęzie, doznaję jakiegoś silnego wzruszenia.
Jakby takie wędrowanie budziło we mnie dawne, mgliste wspomnienia ludzi, którzy szli - mozolnie, z trudem, dźwigając na plecach swój dobytek. Którzy mieli skórę spierzchniętą od wiatru, od drobinek lodu.
Którzy miłowali las, przyrodę, a także jej nienawidzili, bo nie mieli niczego innego.