StatCounter

piątek, 21 lutego 2014

lubiętenstan

***
(ten moment,kiedy cel i kierunek jest jeszcze nieznany, kiedy można usiąść z mapą, z przewodnikami, z pocztówkami lub zasłyszanymi historiami i kiedy cała podróż zależeć będzie od stworzonego naprędce planu ( i tego, co pan De Los postawi na drodze, niespodziewanie, mrużąc do nas oko.)
Kiedy jeszcze nie wiemy, co spakujemy, czy to będzie Polska, czy przekroczymy granicę, czy będziemy przez kilka dni chodzić po górach czy po mieście, czy gubić się na wąskich ścieżkach, czy pić parującą gorącą herbatę w mieście urokliwych kamieniczek.
 Kiedy mamy drżące wrażenie, że wszystko jest możliwe.)

(najbliżej mi teraz do majestatycznych gór. do wielkich, odległych przestrzeni, żeby było tam miejsce na oddech i na rozłożenie ramion. do wędrówek i kilku mil ciszy.)


*** 
Słucham opowieści M. o miesięcznej żegludze na Karaiby, o życiu na Dominikanie, o codziennej pracy i wkładaniu rąk w pulchną wulkaniczną ziemię. O papajach i kokosach, o porannym gęstym deszczu sprawiającym, że ma się ochotę siedzieć w namiocie i o weekendowych wyprawach w busz.
I o tym, że robią to praktycznie bez pieniędzy i że jest to możliwe.

Siedzę w kuchni, patrząc na ścianę oblepioną pocztówkami, zdjęciami z podróży, wycinkami z gazet, kawałkami filmów i ważnych postaci. Śni mi się Azja, śni mi się Laos.


 

2 komentarze: