StatCounter

niedziela, 16 lutego 2014

daleko.

Lubię, kiedy znajoma Hinduska opowiada o Indiach. Kiedy siedzimy nad kubkiem parującej czekolady, a jej wielkie ciemne oczy patrzą na mnie, uśmiechają się, kiedy mięśnie jej twarzy drgają przy każdym słowie. (jest w niej lekkość porannego ptaka, kiedy mówi, patrzy, śmieje się. jest w niej dużo marzeń, wzruszeń, chęci do doświadczania tego, co nowe.)
Jest ubrana w dżinsy, trampki i prostą czarną bluzkę. Pozbawiona kolorów, jakiejkolwiek biżuterii. Patrzymy na śnieg leżący za oknem.

Chłonę opowieści o jej kraju, gdzie rola kobiety jest tak twardo opisana odwiecznymi prawami. O młodym pokoleniu Hindusek, które są silne i nie wierzą w to,  że muszą żyć tak, jak ich matki i nie mają zamiaru podejmować starych ról. O mężczyznach, którzy nie chcą tego słyszeć i widzieć.

O tym, które części Indii są niebezpieczne, o wsiach i dużych miastach, o biedzie i bogactwie.
O tym, że w Europie czuje się wolna i może swobodniej oddychać, tańczyć, być.

Przypominają mi się wtedy opowieści znajomych Europejczyków, którzy po powrocie z Indii mówią do mnie: " dopiero w Indiach czułem się naprawdę wolny, czułem, że w końcu mogę swobodniej oddychać".

Czasami trzeba tak daleko wyjechać, od siebie, od codzienności, uciec,  żeby poczuć się swobodnie. Co nie zmienia faktu, że własną wolność wozimy ciągle na własnych plecach, czy to w plecaku na drugim końcu świata czy to w tramwaju, jadąc do pracy. Czy to we własnym ogrodzie, kiedy siedzimy na kawałku ziemi i plujemy pestkami wiśni.

Rozmawiamy o jodze i medytacji, o różnicy w tym, jak jest pojmowana w Indiach, jak w Europie . "Dla nas to jest to, w czym wzrastamy, to jest bycie, dla wielu Europejczyków to jest próba ucieczki".









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz