Przepis na udane życie na łodzi:
Weź grupę znajomych (mogą nie znać się wcześniej, jednak
wskazane jest, by potrafili przeżyć na małej przestrzeni, chodzić boso,
wskakiwać do wody, by pomóc przy cumowaniu łodzi, żyć w warunkach leśno – jeziornych.
Jeśli ktoś z nich ma cechy fobii społecznej to dobrze, by miał swoje sposoby na oddalenie
się od towarzystwa jednocześnie pozostając wraz z nim na małej przestrzeni,
przykładowo: czytanie książki, zamyślanie się, wpatrywanie się w wodę,
obserwacja zachodów słońca, przyjazne milczenie).

Przykładowe codzienne zajęcia: mycie łodzi, robienie
śniadań, robienie przekąsek, robienie obiadów, rozmowy rozmowy rozmowy, żarty,
opowieści, wskakiwanie do jeziora, granie w gry, łowienie ryb i wyrzucanie ich
z powrotem do jeziora, tworzenie, wymyślanie, gry słowne, śmiechy, picie rumu, dokonywanie
abordażu, pływanie w jeziorze, poranne gimnastykowanie się, czytanie, pisanie,
wymyślanie, śpiewanie, granie na bębnie, granie na gitarach, granie na flecie,
pisanie dziennika pokładowego, zakupy w mijanych wioskach, rozpalanie ognisk,
robienie kolacji, nocne śpiewanie przy ogniu, pieczenie ziemniaków, czekanie na
wschód słońca, wymiana obserwacji i wiele wiele innych.
Jedzenie na łodzi:
Hitem wyprawy stał się kociołek (vel prażonka lub
pieczonka).
Standardowo robi się go mniej więcej tak: kroimy w plasterki
ziemniaki, boczek, kiełbasę i cebulę. Dno kociołka wykładamy boczkiem (jeśli go
mamy), na to kładziemy plasterki ziemniaków, później kiełbasę, później cebulę,
przyprawiamy (solą i pieprzem) i ponownie: boczek, ziemniaki, kiełbasa, cebula….
Aż do wypełnienia całego kociołka.
Nasz codzienny kociołek (brytfanka, którą wkładaliśmy do
ogniska) był bardziej zróżnicowany, według żeglarskiej diety „gotuj, co masz”.
I tak łączyliśmy – ziemniaki, cebulę, kiełbasę, czerwoną paprykę, cukinię,
czosnek, pomidory, plasterki sera w ilościach dowolnych (tj. takich, jakie
akurat mieliśmy). Doprawialiśmy solą, pieprzem, ziołami prowansalskimi ( dopóki
je mieliśmy). Koniecznie trzeba dodać oleju i wody, żeby kociołek się nie
przypalił (zwłaszcza, jeśli stoi w ognisku, którego płomienie potrafią być
zmienne ;) )
Obecni na pokładzie wegetarianie przygotowywali własną
wersję kociołka: ziemniaki, cebula, cukinia, pomidory, papryka, soczewica,
ciecierzyca, raz dodano nawet kaszy gryczanej… (moglibyśmy nakręcić kilka
odcinków programu kulinarnego dla żeglarzy, pod znamiennym tytułem „gotuj co
masz i tak wszystko zostanie zjedzone”).
Po zachodzie słońca, przy ogniu, wśród drzew, w dźwiękach gitar i bębnów,
w śpiewie mijały kolejne godziny, aż witał nas wschód.